Przeskocz do treści

Trudne pisanie o Afryce

18 kwietnia, 2010

„Afryka była tajemnicza, dzika i pierwotna, jej ludy bierne i jaskiniowe, a całość uzupełniona palmami, cieniem dżungli, rykiem lwa i sykiem węży tworzyła scenerię, w której odgrywał swoją dziejową rolę biały wybawca, mesjasz w hełmie tropikalnym” 

– tak podobno skwitował kolejne głupawe pytanie z sali młody reporter Rysiek Kapuściński podczas jednego ze spotkań z publicznością („Kapuściński. Non-fiction”, s. 155). Zafałszowany i rasistowski obraz Afryki w głowach ludzi wychowanych na popularnej literaturze (tu ukłon w stronę pana Sienkiewicza chociażby) w Polsce lat 60-tych XX wieku raczej mnie nie dziwi. Niestety, takie wyobrażenie Afryki nie zmieniło się wiele do dzisiaj – i nie mówię tu wyłącznie o przeciętnej osobie, która w Afryce nigdy nie była i która w tworzeniu swoich opinii i wyobrażeń na jej temat polega na relacjach innych – zwłaszcza popularnych mediów, w których króluje to, co Kapuściński nazywał „egzotyczką” i co bardzo w swojej twórczości tępił… Jedna z książek, którą miałam ze sobą w podróży, napisana współcześnie przez osobę, która na misji w Afryce Wschodniej spędziła wiele lat, tak raziła stereotypami i poczuciem wyższości jej autora wobec ludzi, wśród których mieszkał, że gdybym zobaczyła tam przytoczony wyżej cytat, absolutnie bym się nie zdziwiła (książkę w pewnej chwili miałam ochotę wyrzucić ze złości – nie zrobiłam tego tylko po to, by móc na tym blogu kiedyś napisać druzgocącą jej recenzję;-)).

Dlaczego o tym tutaj wspominam? Bo przyznam szczerze, że osobiście jestem na tym punkcie być może przewrażliwiona, ale za każdym razem, kiedy zabieram się za pisanie tego bloga boję się, że sama wpadam w tę „egzotyczkową” pułapkę. Piszę o safari, wspominam o Masajach i co chwilę panikuję, czy aby z tego blogu nie robi się taka afrykańska Cepelia… No ale nie będę ukrywać, że ta egzotyka jednak fascynuje – w końcu pojechałam do Afryki między innymi po to, by spełnić swoje naiwne marzenia z dzieciństwa o zobaczeniu krainy słoni i lwów i „dzikich” plemion…

No właśnie – kolejnym problemem jest język. Przyzwyczajona do anglosaskiej poprawności politycznej, nie potrafię już swobodnie używać chociażby określenia „Czarna Afryka” kiedy piszę o rejonach położonych na południe od Sahary (dlaczego w polskim nie mamy odpowiednika angielskiego „Sub-saharan Africa”?). Zresztą, nie tylko Polacy mają tu problem – całkiem niedawno rozmawiałam na ten temat ze znajomymi Amerykanami i Francuzami, ci pierwsi byli oburzeni, że francuskie gazety używają powszechnie określenia „Czarny Kontynent”. Wynikła z tego ciekawa i dość zażarta dyskusja na temat tego, czy i jak język (polski i francuski w tym wypadku) potrafi umacniać i kultywować owe krzywdzące Afrykę stereotypy.

Być może przesadzam. Być może powinnam po prostu zachwycać się egzotyką „Czarnego Lądu” bez żadnych skrupułów – w końcu po części tak go przecież podczas tej podróży odbierałam. Mój problem polega chyba na tym, że – przepraszam, jeśli to zabrzmi zarozumiale – o Afryce wiem prawdopodobnie więcej niż przeciętna osoba (ale to dlatego, że przeciętna osoba wie o „prawdziwej” Afryce bardzo mało). Studiowałam trochę konflikty plemienne i post-kolonialną historię, pracowałam przez kilka lat w humanitarnych organizacjach, gdzie moją działką była Afryka właśnie, przeczytałam kilkanaście „poważnych” książek – zostałam wyczulona na to, jak szkodliwy może być fałszywy obraz kontynentu i jego problemów, jaki promuje się w popularnej literaturze podróżniczej i mediach. Ale to i tak za mało, by czuć się swobodnie i nie wpadać w uproszczenia i pułapki, kiedy piszę o mojej pierwszej wizycie w tej „Czarnej Afryce” właśnie. 

Nie chcę, by moje pisanie tutaj dokładało się do wszechobecnego obrazu Afryki jako tylko i wyłącznie krainy dzikich zwierząt, głodujących dzieci z muchami na twarzy, niebezpiecznych miast, białych misjonarzy i pracowników humanitarnych organizacji , brutalnych wojen, skorumpowanych urzędników i „prymitywnych” plemion żyjących w glinianych lepiankach w buszu – choć jednocześnie to wszystko jest integralnym elementem kontynentu i trudno o tym nie pisać, zwłaszcza w relacjach z pierwszego dłuższego pobytu na afrykańskim lądzie.

Dodam jeszcze na koniec, że nie tylko ja się z takim problemem borykam – nawet najwięksi światowi eksperci wpadają w podobne pułapki. W zeszłym tygodniu „branżowe” blogi pisały sporo o pewnym niefortunnym filmiku, w którym  Jeffrey Sachs opowiada o tym, jak można poradzić sobie z biedą w Afryce. Z tym, co proponuje słynny ekonomista można się zgadzać lub nie, problem jednak tkwił w czymś innym. Realizatorzy klipu nie potrafili uniknąć podstawowych stereotypów w ukazywaniu kontynentu – widzimy tam m.in. zebry i żyrafy w czołówce (choć z rozwiązania, jakie proponuje Sachs ze zwierzętami nie miały nic współnego) oraz biedne dzieci w wioskach oglądanych zza szyb samochodu przez białych „wybawicieli” – i choć ten ostry krytycyzm klipu był według mnie przesadzony, całe zamieszanie jest kolejnym dowodem na to, że my ludzie Zachodu z „uczciwym” przedstawianiem Afryki mamy problem.

Na podsumowanie proponuję świetny, ironiczny wykład o tym, jak „powinno się” pisać o Afryce (klip po angielsku, jak tylko znajdę więcej czasu, to postaram się zamieścić tu jego tłumaczenie, bo jest świetny – tutaj znajdziecie oryginalny tekst Binyavanga Wainaina.):

A ja tymczasem wracam do opisywania moich przygód na afrykańskim safari…;-)

 

5 Komentarzy leave one →
  1. 18 kwietnia, 2010 1:18 pm

    Dobry ten poradnik Wainaina 🙂

    Ja poproszę o parę tytułów, które polecasz. Po angielsku najlepiej – łatwiejszy dostęp, nie żeby czytało mi się lepiej w obcym języku -:)

  2. 19 kwietnia, 2010 7:42 am

    Poradnik bardzo mi się podoba – szkoda tylko, że taki prawdziwy;)

    Hm, wspominając te ‚ poważne’ książki o Afryce chodziło mi głównie o historyczno-polityczne pozycje oraz te związane z zagadnieniami pomocy międzynarodowej – jak Cię te tematy interesują, to chętnie coś polecę (tak na szybko to z pierwszej działki jest niezła cegła ‚The State of Africa’, z drugiej właśnie czytam ‚The White Man’s Burden’ – może nie stricte o Afryce, ale autor głównie do niej się odnosi by zilustrować dlaczego pomoc międzynarodowa nie działa – dla zainteresowanych tematem bardzo ciekawe!). Daj znać jak chcesz więcej tytułów w tym klimacie.

    Z lżejszych reporterskich dla mnie nie do pobicia jest jednak ‚Heban’ – czytałam też niedawno ‚Nocnych wędrowców’ Jagielskiego, ale to pewnie już znasz:) Niezły jest też zbiór esejów ‚Africa: Altered States, Ordinary Miracles’ Dowdena.

    PS. A ja wczoraj u Ciebie na portalu wynalazłam sobie parę recenzji książek, na które sobie teraz ostrzę zęby;) (‚Strategia antylopy’ np. Czytałeś?)

  3. 19 kwietnia, 2010 10:38 am

    Tak, tematy pomocy międzynarodowej jak najbardziej mnie interesują. I właśnie odpowiedź na pytanie dlaczego to nie działa. Tak, że wielkie dzięki za te tytuły i czekam na więcej.

    „Strategii antylop” nie czytałem, ale wszystko przede mną.

    Podobały mi się „Africa” Blaine Hardena (pisał trochę o tej nieudanej pomocy międzynarodowej) i „We wish to inform you that tomorrow we will be killed with our families” Gourevitcha (też jest wątek o pomocy humanitarnej, tym razem w obliczu ludobójstwa) – obie książki opisane w serwisie.

    Heh – właśnie zauważyłem, że użyłem zwrotu „Czarna Afryka” w mojej recenzji.

  4. 20 kwietnia, 2010 7:04 pm

    To widzę, że mamy podobne zainteresowania;) Ostatnimi czasy pojawiło się sporo książek krytykujących organizacje pomocowe – z jednej strony rozumiem potrzebę i cieszę się, że jest dużo pozycji krytycznie przyglądających się działalności wielkich NGOs, z drugiej trochę niepokoi mnie ten trend, bo wytykanie błędów organizacjom humanitarnym w niektórych kręgach robi się niemalże modne… Znam osoby, które robią to niejako z rozpędu, nie znając środowiska i nie potrafiąc jednocześnie zaproponować lepszego modelu – trochę mnie to boli, bo poznałam takie organizacje od środka i choć jestem dość krytyczna co do modelu ich działania, to wiem, że pracuje tam wiele niesamowicie zaangażowanych osób, zdolnych do poświęceń na jakie mało kogo byłoby stać (a zwłaszcza tych ‚pubowych’ krytykantów!). Pojawia się tu odwieczne pytanie, czy nie lepiej pomagać w sposób nieidealny niż nie pomagać w ogóle… (ale nawet w to nie wchodzę, bo to temat rzeka, a na mnie działa jak woda na młyn;))

    Wracając do książek w temacie… klasyczna niemal pozycja to ‚The Bottom Billion’ Colliera. Ja czytałam też ‚Dead Aid’ Dambisy Moyo, choć z tego, co pamiętam, miałam mieszane uczucia co do tonu tej książki. Z tych ‚krytykujących pomoc’ na razie ‚z autopsji’ znam tylko te 3, ale jak poszukasz na Amazonie to zobaczysz, że jest tego mnóstwo! Polecam też – jeśli nie znasz – świetny blog: http://aidwatchers.com/

    ‚Dla równowagi’ można też przeczytać ‚The End of Poverty’ Sachsa (która reklamuje się wstępem napisanym przez jego kumpla Bono;)) – czyta się trochę drętwawo, ale jeśli kogoś interesują te zagadnienia to warto się z jego punktem widzenia (po drugiej stronie skali) zapoznać.

    I też nieco w temacie, ale lżejszy w tonie jest ‚The Blue Sweater’ Jacqueline Novogratz (założycielki Acumen Fund). Są to bardziej osobiste wspomnienia lat spędzonych w Afryce i tego, jak zrodził się pomysł modelu ‚trzeciej drogi’ (pomiędzy pomocą rozwojową a biznesem). Jest tam też dużo o Ruandzie- oraz ciekawy wątek, kiedy autorka, która jako młoda dziewczyna pomagała grupie kobiet w Kigali założyć i prowadzić społeczny biznes, wraca po latach i odkrywa, że te ciepłe, fajne kobiety brały aktywny udział w ludobójstwie…

    A a propos Ruandy, to po Twojej recenzji zamówiłam ‚We wish to inform you…’ Dzięki za polecenie!

  5. 20 kwietnia, 2010 9:50 pm

    Wielkie dzięki za tytuły. Dodaję do ‚wish list’ 🙂

    Cieszę się, że zainteresowałem Cię moją recenzją. Może coś napiszesz po przeczytaniu? 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: